piątek, 22 stycznia 2016

Szept Nocy - 2 - Przeklęci

Witam ponownie! Po trzech miesiącach nieobecności, wróciłam. Mam dla was ważną informację (jeżeli, rzecz jasna, ktoś na tym blogu jeszcze został). Prawdopodobnie wznowie publikacje opowiadania "Naprzeciw demonowi", jednak do tego daleka droga. Mam w zapasie dopiero jeden rozdział. A najgorsze w tym wszystkim jest to, że zaniedbuje tego bloga jak i opowiadania na nim zamieszczane. Zdaję sobie z tego sprawę. Jednakże... Mam blokade autorską. Sądziłam, że przez te 3 miesiące coś tutaj naskrobie do przodu. Niestety, pomyliłam się po długości. Tak już w życiu bywa. Bardziej mnie ciągnie do Szeptu Nocy oraz Okruchy Strachu. Dlatego je będę publikować. Coś mi mówi, że raz w miesiącu, może dwa, ale no... Mam nadzieję, że mi wybaczycie. Mam narazie dużo na głowie spraw prywatnych, a w internecie jeszcze muszę uporządkować DWA blogi. Do następnego rozdziału ~

*~~*~~*



Konie zarżały w proteście, gdy do ich nozdrzy dotarł nieprzyjemny smród. Las, przed którym wędrowcy się zatrzymali, prezentował się iście koszmarnie. Wysokie drzewa, poruszały się na delikatnym wietrze, niosąc nieprzyjemny zapach ku magicznym istotom, wprawiając ich w nieprzyjemne mdłości.
- Cuchnie! - fuknął kotołak, a jego ogon poruszał się w nerwowym geście od wschodu do zachodnu.
- To się myj, kociaku - zaśmiał się Rafael, uśmiechając się lubieżnie. Naoki skrzywił się paskudnie, jakby jego kubki smakowe zarejestrowały przegnity owoc.
- Nie mów do mnie per "kociaku" - wręcz wypluł te słowo.- I lepiej przestań sobie żartować w tak banalny sposób. Chyba, że za bardzo przeceniłem pana Foshera i okazuje się, że tak naprawdę, wampirek nie jest taki mądry - górna warga podwineła się, ukazując ostre kiełki neko.
   Natomiast Rafael, gdyby nie był istotą bez duszy, zapewne na jego policzki wstąpił by krwisty kolor. Odwrócił głowe na wysoką sosne, która swą okazałością, wręcz szydziła z wędrowców.
- Trzymajcie się ściśle. Nie oddalamy się od siebie, nawet na potrzeby fizjologiczne. Jest wczesny ranek, powinniśmy przejść przez las Przeklętych przed zmrokiem. Tempo ma być równe i wystarczająco szybkie. Rozumiemy się? - rozbrzmiał donośny głos Cahira, który przyglądał się z uwagą grupie. Nie mógł sobie pozwolić na żadne komplikacje, inaczej zostaną zmuszeni do przejścia przez las Przeklętych po zachodzie słońca. A tego pragnął uniknąć z całego swojego elfiego serca.
- A jeżeli zachce mi się siku? To co? Mam lać na konia? - zapytała bezczelnie panna Rose, ściągając brwi w geście irytacji.
- To ktoś z mężczyzn pójdzie razem z tobą, a reszta grupy poczeka. Nie wolno ci się również oddalać bardziej niż to konieczne. Łatwo się zgubić w tym lesie, a trudno znaleźć droge powrotną. I jak mówiłem, załatwiać te potrzeby w miare przyzwoitości - odparł major, sylwetke mając wyprostowaną, a głowę wysoko uniesioną. Postawa prezentowała elfa w super latywach. A może tak właśnie było? Świetny kochanek księcia, niezwyciężony wojownik i surowy major?
- Ktoś ma ze mną iść? No chyba żartujesz! - wypluła z nienawiścią wampirzyca, mrużąc wściekle oczy. Usta podkreślone czerwoną pomadką, wykrzywiły się w pogardliwym grymasie.
- Jeżeli chcesz, by COŚ zaczęło smacznie zajadać się twoimi wnętrznościami i macicą, róbta co chceta. Mniej wampirzych debili w ekipie - Naoki specjalnie podkreślił słowo "coś", reszte zdania wypowiadając bardzo luźno. Może nawet aż za bardzo, gdyż trójka wampirów spojrzała na niego z irytacją.
- Wszystko jasne? To teraz jeden za drugim. Książę, ty będziesz za mną. Na końcu pójdzie Gabriel, a przed nim Kaito. Wolę was mieć na tyłach, gdyż dobrze władacie ludzkimi wynalazkami. Przed wami znajdą się kobiety. Ty księżniczko, będziesz jechała za Rafaelem i Naokim. Każdy wie jak ma się ustawić? Świetnie. W droge - poinstruwał załoge i pokierował swojego wierzchowca w stronę ciemności, jaką prezentował las. Dróżka nie była wydeptana, dlatego też często musiał sięgać po miecz, przecinając ostrzem poszczególne gałęzie. Trawa w tym przeklętym miejscu, wręcz nie istniała. Czasami mijali porośnięty mchem kamień, a i taka roślinność zdarzała się bardzo rzadko. Podłoże w naturalny sposób pokrywała wartwa suchej ziemi oraz, o zgrozo, maleńkich szkielecikow, na które elfki skrzywiły się i wydały dźwięk obrzydzenia.
- To driady. Leśne wróżki, zamieszkujące lasy. Te, niestety, nie miały szczęścia - w głosie Amandila pobrzmiewała uspokajają nutka, wymieszana z wrodzonym spokojem. Ton, w jakim przybrał mowe, odprężał i stał się balsamem dla zdenerwowanego serca. Jednak... Nie odpędzał on ciekawskiej natury Liosy.
- Bracie... Ale przed czym nie miały szczęścia? - zadała nurtujące pytanie, wiedząc, że nie jest jedyną osobą w tej nielicznej grupie, będącą ciekawą odpowiedzi.
- Przed złem czającym się wśród drzew i pobojowska katowanych zwłok. Koszmar, który odgrywa się tutaj zawsze po zachodzie ostatniego promienia słonecznego, nie pozwala nam pozostać tutaj do tak późnej pory. Jeżeli nie chcemy skończyć jak te wszystkie driady, które właśnie mijamy, musimy się streścić - mało sprecyzowana odpowiedź na nurujące pytania, zawisła nad głowami podróżników, powodując melancholijny nastrój. Nikt już nie odezwał się słowem, idąc równym, miarowym tempem za Cahirem i jego koniem.
   Naoki zagłębił się w swoich przemyśleniach i gdyby nie długi palec dźgajacy go w plecy, pewnie całą droge przeznaczył by na ową czynność. Odwrócił się poirytowany, a widząc glupkowaty uśmieszek Rafaela, miał ochotę go walnąć w ten zakuty łeb.
- Czego, poczwarko? - syknął przez zaciśnięte zęby, mimowolnie spoglądając na Grainne. Ta taktownie ignorowała dwójkę mężczyzn, wzrok mając utkwiony w krajobraz malujący się przed jej nosem.
- Powiedz mi, czy ten cały Cahir zawsze jest taki... No wiesz...
- Tajemniczy? Fascynujący? Nieprzewidywalny?
- Miałem na myśli dziwny, ale twoje epitety są bardziej urozmaicone - uśmiechnął się szeroko, a kotołak wywrócił oczyma, słysząc określenie Rafaela. Doprawdy, ten wampir potrafił go zadziwić, a jednocześnie rozbawić. Jednak nie zmienia to faktu, że częściej wkurzyć.
- Po prostu nauczył się w wojsku, że nie zawsze precyzyjna prawda jest dobra. Lepiej przejść niezauważalnie obok tematu, a jednocześnie zdradzić jej sedno. Kapujesz? - mina starszego z Fosher 'ów, upewniła Nishi, że w istocie nie, nie rozumie. Westchnął ciężko, niczym styrana staruszka, która cały dzień zmuszona została do pracowania w ogrodzie, i pacnął dwoma palcami lekko w czoło wampira.
- Po prostu nie ujawni ci całej prawdy, by nie siać paniki, a jednocześnie powie na tyle dużo, byś był posłuszny.
- Ah! Trzeba było tak od razu, kociaku - mruknął Rafael i zmarszczył brwi, czując dotyk chłodnych palców na swoim, co by tutaj dużo mówić, zimnym ciele.
- Kolejna cecha, która mnie w tobie zaskakuje, poczwarko - nie zwrócił uwagi na określenie jakim obdarzył go wampir. Dopóki ten nie czepiał się za "poczwarke", on nie będzie robił scen za "kociaka".
- Tak? A ile znasz tych cech? Oprócz mojej niepodważalnej inteligencji i siły, która została niedoceniona, gdyż pan dziwny, nie raczył mnie wysłać na tyły. Tylko mojego kuzyna razem z tym... Rogaczem - prychnął jak zadufany w sobie paniczyk, którym faktycznie w rzeczywistości był i nie kwapił się tego nie okazywać.
   Naoki wpatrywał sie w niego dłuższą chwilę, zastanawiając się, jakim trzeba być egoistą, by uważać siebie samego za ósmy cud świata. Siódmym były magiczne rasy i ich krainy. Jednakże przy wniklejszej analizie twarzy Foshera, zaczęły nawiedzać go myśli, które nie powinny nawet przez sekunde utknąć w jego umyśle. A co najgorsze, zagościły tam dłużej, niż sekunda.
   Potrząsnął głową, nadąsając się z błachego powodu. Starał się, by jego głos był na tyle cichy, aby nie dotarł do uszu Cahira, który, bądź co bądź, znajdował się przed Aileanem, który jechał przed nim samym. Modlił się w myślach, by nie słyszał ich wcześniejszej wymiany zdań. Grainne nie zaprzątał sobie głowy, gdyż ta od kilku minut rozmawiała z Liosą, ku niezadowoleniu słyszącej wszystko Rose.
- Ten Rogacz, to Kaito. Trochę szacunku, poczwarko. A jeżeli chodzi o koniec grupy... Nie uważasz, że to nawet lepiej, iż nie jesteś na tyłach? Nie dość, że w razie jakiegokolwiek niebezpieczeństwa, nie zostaniesz zgładzony pierwszy to... Możesz rozmawiać ze mną - wyszczerzył się, zdając sobie sprawę, że jego wypowiedź zawiera narcystyczny zalążek, wprowadzony taktowanie między wersy słów.
   Rafael zaśmiał się cicho, ku zdumieniu uroczego neko.
- Faktycznie. Nie ma to jak towarzystwo wkurzającego futrzaka - jego wargi rozciągneły się w parodii szerokiego uśmiechu, wprawiając tym samym w chichot Naokiego.
- Tak, wiem - puścił wampirowi oczko i odwrócił przodem do pleców księcia Numenesse.
   Przez kolejne godziny podróż płynęła dobrym rytmem, a słońce znajdujące się wysoko na niebie, wskazywało na środek południa. Nawet w tej gęstwinie gałęzi i liści, spokojnie można było dojrzeć promienie słoneczne, które padały idealnie na kamienie, porastające mchem. Paradoksalna cisza wśród podróżnych, przez którą przebijały się parskania koni i ich miarowy stukot podków, została zmącona przez prośbę Liosy.
- Bracie, mam potrzebę - odparła elfka, zagryzając dolną warge.
   Cahir zatrzymał konia, czym również reszta wierzchowców wstrzymało swój marsz.
- Dobrze. Pójdę z tobą.
- Nie. Pójdzie ze mną Kaito, dobrze? Ty zostań i pilnuj przodu - zeskoczyła ze swojej klaczy, głaszcząc ją po pysku. Nefolis na dźwięk swego imienia, zerknął na Liose i skinął głową na potwierdzenie. Zsiadł ostrożnie z potężnego, czarnego rumaka i ruszył powoli za młodszą siostrą majora.
- Pamiętaj. Nie za daleko. Oni muszą nas widzieć, a my ich. Ukryj się za drzewem - odparł spokojnie, dyskretnie przyglądając się otoczeniu.
   Liosa skinęła głową na potwierdzenie i kucneła przy jednym z grubszych w szerokości drzew. Starała się nie zwracać uwagi na małą, martwą istotke, bez kończyn oraz ubytkiem połowy głowy. Zacisneła wargi w wąską linię, biorąc uspokajający wdech.
Tylko spokojnie, Liosa.
Pociągnęła szaty w górę i poprawiła całe odzienie, by nie wiercić się na koniu podczas jazdy. Nie przepadała za wbijającą się bielizną... W pewne niecenzuralne miejsca. A nie przystoi jej poprawiać się przy wszystkich! Już nie wspominając o tym, że jest damą. Może nie z dworu królewskiego, ale musi okazywać należyte maniery.
   Ruszyła w stronę Kaito, który wzrok miał utkwiony w korony drzew nad jego głową. Przeskoczyła w bok, chcąc uniknąć kolejnych zwłok i niefortunnie wylądowała na boku stopy. Zachwiała się niebezpiecznie i upadła na wysuszoną ziemię. Zapewne, cała sytuacja nie przedstawiała mrożącego krew w żyłach obrazka. W końcu każdemu zdarza się potknąć i wywrócić. Jednak głośny wrzask Liosy zaalarmował całą ekipę, w pochłoniętego w wyobrażeniami, Kaito. Spojrzał w stronę Amandil i... Zamarł. Dziewczyny nie było w miejscu, w którym powinna się znajdować w danym momencie.
- Liosa?! - krzyknął, idąc powoli w stronę ziejącej mrokiem i wilgocią, średniej wielkości dziury w ziemi.
- Tutaj na dole! - głos siostry majora przybrał forme bolesnego skowytu.
   Liosa zerkneła na swoją noge, dostrzegając ułożoną pod dziwnym kątem kostkę. Zajęczała ciuchutko, oddychając głęboko. Ból rozprzestrzenił się na całe ciało, drażniąc końcówki delikatnych nerwów. Przetarła drżącą dłonią twarz, chcąc odgonić sprzed oczu najgorsze scenariusze. Mimo wszystko, upadek okazał się bardziej, niż tylko fortunny. Zderzenie z twardą powierzchnią, mogło spowodować otwarte złamanie nogi lub ręki.
   Zadarła głowę ku górze, widząc nad dziurą osiem pochylających się istot, a na ustach trzech osób, błąkał się głupkowaty uśmieszek. Bardzo charakterystyczny wśród krwiopijców.
- Niby elfka, a jaka pechowa - zarechotała Rose, przyglądając się zbolałej minie dziewczyny. Pokreciła głową i zaczęła ostrożnie schodzić piętnaście metrów w dół, wbijając ostre szpony w miękką gline. Nogi opierała o wystające konary drzew.
- Ostrożnie! Umiesz nastawiać złamane kończyny? - zapytał Ailean, wpatrując się w wampirzyce, która aktualnie pochylała się nad nogą poszkodowanej.
- Zdziwiłbyś się, ile potrafię słoneczko -  uśmiechnęła się delikatnie i chwyciła ostrożnie w obie dłonie kostke elfki.
   Liosa skrzywiła się z bólu, jaki przeszył jej lewą nogę i zagryzła mocno zęby na dolnej wardze. Powieki mocno zacisneła, szykując się na kolejną dawkę cierpienia.
- Teraz zaboli. Policze do pięciu, dobrze? Jeden... Dwa... Pięć! - nastawiła kostkę, spoglądając na twarz Liosy. Zrobiła to najszybciej, by nie cackać się długo. Lepiej przeżyć mocniejszy ból w jednej chwili, niż trwać z nim kilka dobrych minut.
   Próbowała nie krzyknąć. Zacisneła mocno wargi, a paznokcie wbiła w glebe, chcąc czymś zająć dłonie. Specjalnie brała głębokie hausty powietrza, jednak nawet to nie pomogło  powsztrzymać wrzasku, jaki wyrwał się z jej krtani. Paznokciami zorała ziemię wokół zasięgu rąk, a oczy uroniły kilkanaście pojedynczych łez. Bolało. Tak cholernie bolało.
- Ci, już wszystko w porządku. Wszyskie kosteczki masz na swoim miejscu - posłała siostrze majora pocieszający uśmiech i łapiąc ją pod rękę, ostrożnie uniosła do pozycji pionowej.
- Jak teraz wyjdziecie? - błyskotliwe pytanie ze strony Rafaela, sprawiło, że zarówno dziewczyny w dole jak i Naoki, westchneli zmęczeni. 
- Twoje pytanie jest po prostu cudowne. Perfecto idealo - złączył kciuka z palcem wskazującym, tworząc z nich malutkie kółeczko.
   Fosher wywrócił oczyma i zignorował kotołaka, który posyłał mu pobłażliwe spojrzenie. 
- Może linę im rzućmy, hm? Rose obwiąże talię Liosy, a my ją wciągniemy do góry. Rose sama wyjdzie z dziury - wszyscy jak jeden mąż odwrócili głowy w stronę Kaito, wpatrując się w niego jakby widzieli przed sobą ufo w najczystszej postaci. Ten zamrugał parokrotnie, podnosząc brwi.- No co?
- Koleś... Teraz właśnie powiedziałeś więcej, niż przez całe te trzy dni wędrówki - odparł Rafael, a Nefolis w odpowiedzi wzruszył ramionami, już nic nie dodając.
- Kaicio ma rację. To jest chyba najlepsza propozycja - poparł przyjaciela Nishi, poprawiając swoje srebrzyste włosy, sięgające mu już do ramion.
   Misja ratunkowa Liosy trwała dwie godziny z drobnymi minutami. Cahir przez cały ten okres czasu chodził nerwowo od dęba do sosny, gryząc usta zębami. 
   Ailean widząc stan kochanka, odwrócił głowę od procesu usztywniania kostki Liosy przez Rose i podszedł do ukochanego.
- Skarbie, co jest? - położył delikatne i  wypielęgnowane dłonie na biodrach mężczyzny, patrząc w oczy Cahira ze skupieniem.
- Jesteśmy w lesie Przeklętych. Nie dotrzemy za granice lasu przed zmrokiem. Do zachodu  słońca pozostało nam jeszcze trzy może cztery godziny, a łączna droga zajmie nam pięć godzin. Nie licząc, rzecz jasna, postoju na potrzeby fizjologiczne - wyjaśnił dość chaotyczne i dla uspokojenia nerwów, chwycił Aileana za dłoń, splatając z nim palce. 
- Znajdziemy jakieś schronienie. Musimy przeżyć. Powiemy grupie i razem coś wymyślimy. Musimy. Kocham cię - szepnął, uśmiechając się do kochanka szczerze.
   Numenesse miał świadomość niebezpieczeństwa, jakie czaiło się po zachodzie słońca w każdym zakamarku lasu. Przeklęci, to istoty rządne krwi i mięsa magicznych stworzeń. Jednakże... On, następca tronu elfów, nie mógł stracić życia na początku wyprawy. Nikt z jego przyjaciół i współ towarzyszy nie mógł zginąć w tak bestialski sposób. Muszą przetrwać.
- Zawsze włączysz pozytywne myślenie. Nie zależnie, gdzie się znajdziemy - mruknął Cahir i pocałował Aileana, przyciągając jego drobne ciało do swojej piersi. Wplótł palce w długie pasma włosów kochanka, rozkoszując się ich jedwabistą miękkością. Usta księcia smakowały słodkością i orzeźwiającym strumieniem wody, której smakował jakiś czas temu.
   Następca tronu zamruczał rozkosznie, wtulając się w umięśnione ciało ukochanego elfa. Przyjemne łaskotanie w podbrzuszu sprawiły, że książę zapragnął więcej.
Więcej pocałunków, dotyku i przyjemności, a to wszystko ofiarował Cahir.
- Skończmy - rozkazał Ailean, przerywając kontakt spragnionych ust, które rwały się do tych drugich. Nie mógł sobie pozwolić na podniecenie... W tak niechlubnymm miejscu.
- Kocham cię - wyznał żołnierz i złożywszy na czole ukochanego pocałunek, odsunął się nieznacznie od jego kuszącego ciała.
- Ja ciebie też.
- Książę! A twój oiciec wie, że jego syn to gejek, dzielący łoże z kimś niższego pokroju, niż rodzina szlachecka? - bezczelność pytania Rose, wręcz biła po uszach.
- Nie przypominam sobie, by to były twoje sprawy, wampirzyco - odrzekł, unosząc dumnie głowę do góry. Nie pozwoli się sprowokować przez kwiopijce. Nawet, jeżeli przypuszczenia dziewczyny, wręcz paliły go w przełyk.
   Jego ojciec o niczym nie wiedział. Nie mógł wiedzieć. Król pragnął, by jego syn ożenił się z dobrą szlachcianką i spłodził potomka. Bowiem o upodobaniach pierworodnego, nie miał zielonego pojęcia.
- Ależ oczywiście, książęca jego mość - skłoniła się w parodii szacunku i pomogła Gabrielowi z Liosą.
- Wsiadamy na konie i ruszamy. Musimy znaleźć bezpieczny zakątek. O ile taki istnieje w tym lesie.

*~~*~~*

Jaskinia, na jaką trafili szybciej niż przypuszczali, nie imponowała wielkością. Koniec skalnego otworu bez trudu można było dostrzec, ponieważ sklepienie w suficie znacznie obniżyło się ku ziemi, tworząc tym samym kształt połowicznego kielicha.
- Przynajmniej mamy pewność, że żaden stworek nie zje moich wnętrzności i... macicy - stwierdziła Rose, bijąc do wcześniejszej wypowiedzi Naokiego. Neko uśmiechnął się szeroko i pomachał radośnie ogonem, nieświadomie ruszając z entuzjazmem uszkami.
- Wow! Jesteśmy w najgorszym miejscu w całym Natarsis, a ty reagujesz... Dość osobliwie. Nawet na siebie - stwierdził Rafael enigmatycznie, jednak wbił wzrok w sylwetkę Nishi, czujnie obserwując długą kitke neko.
- Gdy zapadnie zmrok, ma być cisza. Konie dostaną specjalny eliksir, by mogły zasnąć. W ten sposób unikniemy przykrych konsekwencji. Wy też się zdrzemnijcie. Ja będę na straży - odparł Cahir, wprowadzając do jaskini klacz swojej młodszej siostry. Liosa siedziała wygodnie oparta o kamienną półkę i nieśpiesznie zapełniała swój żołądek rozmaitymi owocami, jakie im jeszcze pozostały z Rozdroży Marzeń.
- Ja również mogę ci towarzyszyć, majorze - odparł Kaito, rozkładająć koce dla Naokiego, który podziękował mu za pomoc w postaci buziaka w policzek. Rafael prychnął pogardliwie na ten widok, a Gabriel intensywniej spojrzał na Mitsoshi.
- Ja również pomogę. W trójkę raźniej - dołączył Lanter, pomagając Liosie wygodnie ułożyć się na kocach.
- Niech i tak będzie - powiedział Cahir, wpatrując się w zachodzące słońce.
   A gdy ostatnie promienie słoneczne przestały muskać rdzawą glebę, na powierzchnię wyszły stworzenia o wyglądzie szkaradnym i intencjach jeszcze gorszych. Ryk, płacz i dźwięk łamanych kości, rozszedł się po lesie, ciągnięty odorem zgniłych zwłok i świeżej krwi. 

C.D.N

2 komentarze:

  1. Hej, nie czytałam jeszcze tego opowiadania ale na pewno przeczytam. Mam nadzieję, że nie porzucisz "Naprzeciw demonowi". Właśnie skończyłam czytać do tej pory opublikowane rozdziały i czekam na dalsze. Dużo, dużo weny :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Siemka ;D to opowiadanie będzie kontynuowane?

    OdpowiedzUsuń