czwartek, 12 lutego 2015

Naprzeciw Demonowi - Rozdział 7

 
"Ból, to rzecz względna"

Przyniósł do pokoju dwa kubki parującej zielonej herbaty oraz duży kawałek cytrynowego ciasta. Położył to wszystko na stoliku do kawy i zajął miejsce na puchatym dywanie, obok Luhana. Młodzieniec nie zwrócił nawet szczególnej uwagi na Reitera. Wpatrywał się pustym wzrokiem w języki ognia, które w delikatnej pieszczocie, dotykały drewno dodane do kominka pięć minut temu przez albinosa. Za oknem deszcz hulał w najlepsze.
- Więc... Co robiłeś w parku? Bez parasola zresztą? - ciszę między nimi przerwał gospodarz domu, podając gorący napój swojemu gościowi. Jung mruknął coś niewyraźnie pod nosem, odbierając kubek od chłopaka.
- Stałem - odburknął i wziął łyka herbaty. Ta przyjemnie podrażniła jego delikatne gardło, mknąc w dół by rozgrzać całe ciało.
     Haniel zerknął na niego i westchnął cicho. Luhan miał na sobie jego dresy i koszulkę, ponieważ jego ciuchy były doszczętnie przemoczone. Nie było problemu z ubiorem. Posiadali podobną budowę ciała, więc wszystko idealnie leżało na nastolatku.
- Zdążyłem się domyśleć. Możesz mi zaufać, spokojnie.
     Jung spojrzał na niego jak na wariata. Po tym, co długowłosy odstawił w kawiarence Luhan nie patrzył na niego przychylnie. Do tego dochodziła niewiedza o tym chłopaku. Poznał tylko jego imię, nazwisko i dowiedział się o jego niewyobrażalnie dziwnych upodobaniach do osób nieznajomych. Jednak w jakiś specyficzny sposób darzył go skomplikowanym... zaufaniem?
Uderzył się otwartą dłonią w czoło.
Przed chwilą podał kilka przykładów, dlaczego nie powinien zwierzać się Hanielowi, ale najwyraźniej rozum woli kroczyć swoją ścieżką.
Pokręcił głową zdruzgotany i westchnął cicho.
- Mój ojciec nie żyje. Został zamordowany zeszłej nocy. Teraz została mi tylko siostra, która jest czar... - ugryzł się w język, besztając swoją osobę w myślach. Co on najlepszego wyprawia?! Zerknął na Reitera i ku swojemu zdziwieniu, ten uśmiechał się delikatnie. Nie wyglądał na osobę, która miałaby zaraz zerwać się z dywanu do telefonu i zadzwonić na policję, że w jego mieszkaniu przesiaduje psychol.
- Chciałeś powiedzieć czarownicą? Wiem, że istnieją istoty nadprzyrodzone. Teraz mogę ci wszystko wytłumaczyć. Zastanawiałeś się kiedyś dlaczego widzisz wszystkie te dziwne istoty, a mimo wszystko jesteś jak zwykły obywatel Nowego Jorku? - przytaknął.- I tutaj tkwi głęboko zakorzeniony sekret. Znasz historie na temat walki między demonami i aniołami, więc tego nie muszę ci tłumaczyć. Opowieść jednak zaczyna się z dniem, kiedy to Archanioł prawdy, radości i światłości, został strącony z nieba, za romans z panem piekieł. Teraz błąka się po świecie w wiecznej tułaczce i już nigdy nie będzie miał wstępu do nieba. Zostali trzej Archaniołowie. Michał i Rafał nazywany Rafaelem. Po tym wydarzeniu Michał i Rafael dostali swoich podopiecznych. Musieli zostać ich aniołami stróżami. Niestety, któryś z nich zawinił...
- Skąd to wszystko wiesz? - zapytał Luhan, wpatrując się w niego świecącymi oczyma.
     Nie potrafił określić w którym czasie Haniel przygwoździł jego ciało do podłogi, łaskocząc twarz swoimi długimi pasmami włosów.
- Ponieważ ja jestem Archaniołem Rafaelem - oślepiające światło buchnęło z pięknego rubinu, przywieszonego na szyi Haniela. Luhan przymknął oczy, a jego klatka piersiowa poruszała się w szybkim tempie. Uchylił powieki, które po chwili otwarły się gwałtownie. Usta poruszyły się w niemym zachwycie, podziwiając piękno w najczystszej postaci. Białe, rozłożyste skrzydła wyrosły z pleców Reitera, poruszając się powoli z każdym oddechem Anioła. Przejechał dłonią po miękkich piórach, uśmiechając się łagodnie. Poczuł pod palcami delikatne wibracje, jakby skrzydła żyły własnym życiem.
     Przeniósł wzrok na twarz Haniela, która wyrażała zaniepokojenie. Bał się reakcji chłopaka. Jednak Luhanowi nie w głowie było posyłanie nieprzychylnych spojrzeń w stronę najpiękniejszej istoty na ziemi. Zaśmiał się dźwięcznie i pocałował malinowe usta Reitera.

*~~*~~*

- I co myślisz? - zapytał Andrej, przypatrując się kochankowi. Od dwóch godzin zastanawiali się jaki cel miałyby demony w zabijaniu tych dwóch mężczyzn.
- Nie mam pojęcia. Głowa mnie już boli - westchnął zniecierpliwiony i wstał z kanapy, kierując się do kuchni. I faktycznie. Nie wiedział o co chodzi w tej sprawie. Demony chcą im coś przekazać, ale pytanie brzmi: co takiego?
     Nastawił wodę w czajniku i wygrzebał z szuflady tabletki na ból głowy. Kochanek podał mu kubek z saszetką herbaty, którą położył obok zlewu. Oparł się biodrem o kuchenkę, wbijając wzrok w stół stojący obok wyjścia z kuchnio-jadalni.
     Andrej westchnął cichutko i przeczesał palcami swoje długie włosy. Miał zamiar opuścić pomieszczenie i zadzwonić do Gabriela, gdy nagle coś mu zaświtało.
- Alex... Pamiętasz tego kolesia od narkotyków, co tydzień temu został aresztowany?
- No, i co to ma wspólnego z tą sprawą? - zalał wrzątkiem większą połowę kubka i sięgnął po cukierniczkę. Wsypał trzy łyżeczki cukru i zamieszał. Cheise skrzywił się, dalej nie pojmując, jak można pić tak słodką herbatę czy, tym bardziej, kawę.
- Dwa dni po aresztowaniu kazali go wysłać na badania czy nie ma nic z głową. Opowiadał, że siły ciemności rosną w siłę i zaatakują już niedługo. Teraz jest u siebie w domu, bo ktoś wpłacił za niego kaucję, ale za dwa tygodnie ma mieć rozprawę sądową i na niej zdecydują czy ma siedzieć w pierdlu, czy też w psychiatryku - wyjaśnił, spoglądając jak Guerrier połyka tabletkę i zaraz po tym krzywi tak, jakby zjadł najkwaśniejszą cytrynę na raz.
- No dobrze... Ale dalej nie rozumiem o co ci chodzi.
- Chodzi o to, żebyśmy do niego pojechali i wypytali o tą całą sytuacje. Może on też widzi te stwory co my - odparł ze spokojem, zakładając ręce na klatkę piersiową. Dlaczego wcześniej na to nie wpadł? Przecież trąbili o tym wszyscy, dosłownie. Każda gazeta, obojętnie czy dla pań domu czy o modzie, miała wzmiankę o tym kolesiu. Czasami nawet jak szedł do sklepu, dochodziły do niego urywki rozmów na temat dilera.
     Guerrier posłał mu spojrzenie typu: "Powiedz, że kurwa żartujesz".
- Wątpię. To po prostu debil i tyle. Nie ma potrzeby, by marnować na niego czas - odrzekł, popijając powolutku gorący trunek. W Andreju zawrzała krew.
- A co jeśli się mylisz?! A może faktycznie ten diler coś wie i może nam pomóc? Warto chociaż sprawdzić, idioto! Ja w przeciwieństwie do ciebie przynajmniej trafiłem na coś. Nie wiem jak ty, ale ja poszukam tego kolesia. Po za tym ja też trafiłem do psychiatryka, a jakoś mówię prawdę - wysyczał jak rozjuszona kotka i cały najeżony skierował się do wyjścia z kuchni. Zatrzymał go Alex, łapiąc jego nadgarstek w swoją dłoń.
- W psychiatryku byłeś ze swojej winy, bo doskonale wiedziałeś jak ludzie zareagują na taką wiadomość. Ta cała sytuacja z tobą i domem dla wariatów wynikła z twojej głupoty, niczyjej innej. A ten koleś, którego chcesz znaleźć najpewniej naoglądał się jakiegoś horroru i teraz gada bzdury.
- Więc teraz uważasz, że jestem debilem, tak?! - krzyknął mocno wkurwiony. Niech go szlag!
- Tego nie powiedziałem.
- Ale pomyślałeś. I mam w dupie co ty sobie myślisz o tym mężczyźnie. Znajdę go, mam odpowiednie źródła do tego, a ty możesz mnie co najwyżej pocałować w dupę! - wywarczał jak rozjuszony pies i uwolnił swój nadgarstek z uścisku partnera. Jeszcze tego brakowało, by Alex dyktował mu co ma robić. Niedoczekanie. Szybko zlokalizuje, gdzie mieszka niejaki Joshua Thatcher. Przyjaciel Andreja, Ethan, znał wszystkich handlarzy narkotykowych z obrębie  środkowej części Manhattanu. A z tego co wiedział, właśnie w Midtown mieszkał diler.
    Ubrał swoje glany w kolorze ciemnej krwi i zgarnął z szafki kluczyki do samochodu.
- Nie idź... - spojrzał na Guerriera, który z niewzruszoną miną stał oparty o framugę w wejściu do kuchni i wpatrywał się w jego poczynania pustym wzrokiem. Andrej prychnął i uśmiechnął się drwiąco
- Co? Dzieciaczek boi się, że mam rację? Wal się Alex - i wyszedł z mieszkania, trzaskając drzwiami.
 
*~~*~~*
 
Został sam w domu. Rodzice wyszli do biura bo ich wezwano w nagłej sprawie, a on miał zostać i posprzątać swój pokój.
Jak dziecko, pomyślał.
     Wstał z łóżka i podszedł do biurka, biorąc w palce gałązkę oliwki. Nie miał pojęcia, co się tutaj dzieje. Czy śmierć ojca Luhana i Rose, ma coś wspólnego z tą kobietą nad rzeką Hudson? Bo jeżeli tak... To jakie? I po co ta cała gałązka? Miał mętlik w głowie.
     Westchnął i położył podarunek obok podręcznika do fizyki, który mu przypomniał, że za tydzień musi napisać egzamin z tego przedmiotu, a nic się nie uczył. Przetarł palcami zmęczone oczy i wyszedł z pokoju z zamiarem obejrzenia telewizji. Usiadł na kawowej kanapie i włączył pierwszy lepszy kanał. I tak nic ciekawszego od Animal Planet nie znajdzie.
     Przesiedział tak z dobre półgodziny, gdy w pewnym momencie doszedł do jego uszu cichy szmer. Zmarszczył brwi i wyłączył TV, nasłuchując. Hałas ponownie się powtórzył, tym razem wyraźniejszy i z bliskiej odległości, tak jakby ktoś hałasował w pomieszczeniu obok.
Serce Gabriela drgnęło niespokojnie, zaalarmowane niepokojącym odgłosem.
Rozum huczał, żeby jak najszybciej uciekał, ponieważ jest sam w domu.
Jednak Adrenalina pobudzała jego młode ciało, a ludzka ciekawość pchała w ramiona nieznanego.
Wstał z kanapy i powolnym krokiem skierował się do pomieszczenia. Wziął kilka uspokajających wdechów i wręcz wskoczył do kuchni, trzymając w ręku pilota od telewizora. Jakież było jego zdziwienie, gdy...
... Nikogo nie zastał.
Podrapał się za uchem, odstawiając swoją broń na stole i zerknął na zegarek kuchenny.
Dwudziesta trzecia, pięćdziesiąt dziewięć.
Co o takiej godzinie, mogą robić w biurze moi rodzice do diabła?!
Sapnął coś pod nosem niewyraźnie, wściekły na cały świat. Podszedł do lodówki i wyjął z niej karton mleka. Odkręcił zakrętkę i w tym momencie ujrzał w odbiciu mikrofali nie tylko swoją twarz, ale również zakrwawioną rękę na swoim ramieniu, z pazurami długimi i ostrymi jak szpikulce. Krzyknął przerażony i upuścił na ziemię karton, który trzymał w dłoni. Biały płyn rozprysł się po całej posadzce, tworząc wielką kałużę. Gabriel szybko odwrócił się za siebie, jednak nikogo nie ujrzał.
- Kurwa mać! - krzyknął sparaliżowany. Oddychał głośno, lecz urywanie. W jednej chwili zerwał się z miejsca i pozapalał wszystkie światła w całym domu, czując się w jakimś stopniu lepiej. Wrócił do kuchni z zamiarem posprzątania bałaganu.
Serce w dalszym ciągu łomotało, jakby Kardashian przebiegł długi dystans.
Nogi stały się jak małe, kruche patyczki, których zadaniem było utrzymać tonowy kloc.
Adrenalina całkowicie opadła, zastępując ją rzeczywistym strachem.
- Wszystko będzie w porządku. Masz tylko urojenia. Zrób sobie herbaty, zażyj tabletki na uspokojenie i idź się połóż - mówił do siebie, chcąc dodać samemu sobie otuchy. Jednak chwilowa euforia zniknęła wraz z egipską ciemnością, która zapanowała w całym domu.
Wysadziło korki?
Serce na powrót zaczęło łomotać, a krew szumieć mu w uszach.
Usłyszał za sobą kroki, niewątpliwie należące do kobiety. Mężczyzna nie nosi przecież butów na obcasach.
- Mamo?! To ty?! Chyba wysadziło korki! - krzyknął, wychodząc z kuchni. Odpowiedziała mu złowroga cisza. Oblizał nerwowo swoje spierzchnięte wargi i podszedł do drzwi wyjściowych. W dalszym ciągu były zamknięte. Pisnął jak zabaweczka dla psów i już miał zamiar wyskoczyć jak burza z tego pieprzonego, nawiedzonego domu, gdy nagle jakaś niewyobrażalnie wielka siła odrzuciła go do tyłu. Uderzył plecami o ścianę za którą znajdował się salon. Jęknął głośno, zwijając się na podłodze z bólu.
- Kim ty kurwa jesteś?! - wydarł się przez łzy bezsilności. Cała cząstka niego płonęła żywym ogniem, a ból w skroniach przyćmiewał wszystkie zmysły. Podmuch zimnego wiatru i czyiś śmierdzący, charczący oddech na karku, spowodował, że załkał żałośnie jak mały, bity szczeniaczek.
 
C.D.N
 
*~~*~~*
 
Wybaczcie, że tak długo mnie nie było, ale miałam problemy, które musiałam rozwiązać. Do tego teraz zdrowie mi nie sprzyja. Jeszcze raz przepraszam.
Witam serdecznie nowe czytelniczki czyli Hikari Ai,  xxx J. oraz Shikamaru32126. Dziękuje za pozostawione komentarze.
Kirley - Lucifer i Lucyfer to, to samo określenie, tylko Lucifer wywodzi się z języka angielskiego, a Lucyfer z polskiego. Używam obu określeń.

4 komentarze:

  1. tak<3
    zdrowia i weny i chcę więcej tekstu i więcej seksów i Gabriela z Luckiem <3
    Piszpisz bo cię zajęcze na śmierć xD

    OdpowiedzUsuń
  2. Niesamowicie wciągające opowiadanie!
    Wybrałaś bardzo ciekawą taktykę i dobrze ja realizujesz. Bohaterowie są różnorodni, a twój sposób pisania jest przyjemny. Czego chcieć więcej?
    Życzę Ci dużo, dużo weny i z niecierpliwością czekam na nowy rozdział tego opowiadania c:
    /Kris

    OdpowiedzUsuń
  3. Czytając Twoje opowiadanie nie da się nudzić. Stworzyłaś bardzo fajny klimat i ciekawych bohaterów. Rewelacja !!!

    OdpowiedzUsuń