niedziela, 31 sierpnia 2014

Naprzeciw Demonowi - Rozdział 3

Dziękuję bardzo za komentarze kochani. Zmotywowały mnie i mam nadzieję, że rozdział przypadnie wam do gustu. Miłego czytania.
PS. Życzę wszystkiego dobrego w nowym roku szkolnym ~
††††††††††


- Musisz w końcu wyjść do ludzi! Do szkoły nie chodzisz, rodzice się o ciebie martwią bo siedzisz w pokoju jak umarlak, a ty zamiast zachowywać się jak cywilizowany człowiek siedzisz w tych swoich czterech ścianach i boisz się Bóg wie czego!
- Ale jeżeli Lucifer będzie chciał...
- Co będzie chciał? Zabił babkę i koniec. Nie jesteś kimś ważnym, żeby chciał cię nagle zabić. Nie obrażam cię, ale mówię jakie są fakty - Luhan miał rację. Od tygodnia olewa szkołę, nie wychodzi nigdzie z domu, a komórki używa tylko po to by odpisać Andrejowi, że się z nim nie spotka. Cheise został wypisany z psychiatryka trzy dni temu, a Gabriel zamiast się cieszyć razem z przyjaciółmi, woli udawać, że nie istnieje. On się boi nawet otworzyć okna! Paranoja...
- Dobra... Możemy iść na tę dzisiejszą imprezę - poddał się, wzdychając ciężko. Wygrzebał się spod kołdry i stanął przed wielką szafą z lustrem. Przyjrzał się swojemu odbiciu i stwierdził, iż wygląda makabrycznie. Jego niegdyś piękne, czarne włosy sterczały teraz na wszystkie strony świata i wyglądały, jakby miały bliski kontakt ze śmieciarką i mopsem w jednym. Cera poszarzała, a resztki nie domytego makijażu wyglądały ohydnie.
- Boże jak ja wyglądam - jęknął, będąc bliski płaczu. Zawsze o siebie dbał. Był czyściochem i pedantem. Miał obsesje na punkcie tego jak wygląda i jak prezentuję się otoczenie wokół niego. Jego pokój w tej chwili mógł śmiało konkurować ze strychem Luhana. To, jak się zapuścił przechodziło najśmielsze oczekiwania.
- Wyglądasz jak gówno - skomentował śmiało Jung, wgryzając się w soczyste jabłko, które przyniósł sobie z kuchni przyjaciela.
- Twoja szczerość w stosunku do mnie jest naprawdę imponująca - warknął Gabriel, wybierając sobie wyjściowe ciuchy. Koniecznie musiał odwiedzić spa, fryzjera, manikiurzystkę i siłownie. Niekoniecznie w takiej kolejności. Ma niecałe siedem godzin, żeby doprowadzić się do stanu używalności.
- Zawsze i wszędzie. Misja "ocalić wygląd Gabriela" uważam za otwartą.



Dobra muzyka, przystojni chłopcy, rewelacyjne jedzenie i niesamowity klimat. Ocieranie ciała o ciało wywoływało elektryzujący prąd w okolicach krocza, całujące się pary mężczyzn cholernie nakręcały, a świetnie dobrane utwory zachęcały do tańca. W powietrzu unosił się silny zapach alkoholu, potu i dymu papierosowego.
    Grupka nastolatków siedziała przy jednym ze stolików w klubie popijając piwo, wymieniając się głupimi uwagami na temat ubioru poszczególnych mężczyzn i dzieląc się papierosami.
- I co? Już zrobiliście z łóżka obraz nędzy i rozpaczy czy jeszcze dzisiaj dodacie jakieś poprawki? - trudnością by było trzymać język za zębami mając przed oczami całującą się z wielką zawziętością ową dwójkę.
- Jeszcze poprawki nas czekają - wymamrotał zagłuszony przyjemnością Alex, raz po raz ocierają się o swojego chłopaka. Andrej w geście zemsty naparł swoimi biodrami na penisa mężczyzny, całując go w obojczyk. Starszy chłopak wydał z siebie bliżej nieokreślony dźwięk w akompaniamencie chichotu pijanego kochanka.
- Skończcie. Wbrew pozorom nie chcemy porno na żywo - wyjaśnił Gabriel w znakomitym humorze. Ilość spożytego alkoholu powodowała tak beztroski nastrój, jednak po co się nad tym dokładniej rozwodzić? Przynajmniej nie wygląda jak siedem nieszczęść na dwóch nogach.
- To ty nie chcesz oglądać. Ja z chęcią popatse - wybełkotał mocno wstawiony Luhan, oparł brodę na dłoni i wbił swoje jelenie oczka w parę gołąbków uprawiających sex przez ubrania.
- Chodź głupku. Trochę prywatności im potrzeba - złapał Junga za dłoń, którego protesty wyglądały jakby kaczka z głosem starego kurczaka skomlała o żarcie. Wywlókł go na środek parkietu i wtulił głowę w jego łabędzią szyję. Swoje łapki zarzucił na jego ramiona, a ręce Luhana wylądowały na zgrabny tyłek Kardashiana. Gdyby myśleli na trzeźwo pewnie w życiu nie doszło by do takiej sytuacji. Mimo, iż wiele razy tańczyli ze sobą, to zawsze utrzymywali pewien "przepisowy dystans" jak to bywa na różnych balach zorganizowanych przez szkołę. Jednak faktem było, iż młodzieńcy byli pod wpływem czterech dużych piw i trzech mocnych drinków, więc zasady jakie sobie wyznaczyli nie były wykonalne w takim stanie.
      Luhan mruknął coś w czarną koszulę Gabriela i ścisnął dwie jędrne półkole wywołując tym samym wysoki jęk u przyjaciela. Co z tego, że wokół nich tańczyli inny mężczyźni? Przecież to klub gejowski, niektórzy pieprzą się nawet w ciemnych kątach budynku.
- Luhan... - wymamrotał zamroczony Kardashian i popchnął przyjaciela na przeciwległą ścianę od razu atakując jego rosnącą erekcję.
- Nawet o tym nie myśl - wysapał blondyn i w ekspresowym tempie władował swoją szczupłą rączkę w gacie przyjaciela. Gabriel jęknął i wgryzł się w ramię Junga, łaknąc rozpaczliwie otarcia.
- Luhan... - ponowny gardłowy jęk, gdy blondyn zmienił pozycję teraz to jego przypierając do ściany.
      Jęk. Otarcie. Zamglone oczy pod powiekami. Podniecenie buszujące w żyłach. Jęk. Otwarcie powiek. Krzyk przerażenia utknął w gardle...
      Gabriel zamrugał paręnaście razy nim otrząsnął się z otępienia. Czerwone oczy przecięte kocimi źrenicami, wpatrywały się w niego z obrzydzeniem. Długie, czarne włosy swobodnie opadały na ramiona tworząc rozwidlenia jak u rzeki. Długi płaszcz sięgający do podłogi zakrywał całą sylwetkę mężczyzny, tworząc w ten sposób złowrogą scenerię wokół siebie. Gabriel zauważył, że czas stanął. Tańczące do tej pory osoby, zatrzymały się w różnych dziwnych pozycjach. Było to na swój sposób magiczne i tajemnicze. Czuł się jak w zakazanym lesie, gdzie drzewa przybrały dziwne kształty wbrew swojej woli. Wszystko było w ciemnej karnacji, a klimat zmienił się drastycznie. Już nie było duszno. Nie dochodził do niego zapach papierosów i alkoholu. Jego skórę muskały delikatne podmuchy wiatru, które zgubiły kierunek. Kardashian spojrzał na Luhana. Stał z zamkniętymi oczami i otwartymi ustami. Przypominał królewnę śnieżkę czekającą na pocałunek księcia. Wyswobodził się z jego objęć i odwrócił głowę w stronę z której dochodził wiatr. Klub w tamtym miejscu zniknął. Nie było kolorowych światełek, wijących się ciał w takt muzyki i parkietu. Miejsce teraz przedstawiało bezchmurne niebo z zachodzącym słońcem. Wielka skała niemo błagała do stanięcia na jej czubku.
- Co tu się dzieje... - ruszył w kierunku krajobrazu. Wiatr nasilał się z każdym następnym krokiem, rozdmuchując jego włosy na tył głowy.
- Pięknie, prawda? - usłyszał po swojej prawej stronie, gdy już stał na szczycie. Na dole rozciągał się obraz lasu, a raczej dżungli. Słońce kryło się za pniami wielkich konarów. Gabriel spojrzał na demona przypominając sobie scenę jaka miała miejsce w lesie.
- Co tutaj robisz? I po co mi to pokazujesz? - wskazał na całą scenerię. Wiatr przybrał na sile, a z koron drzew wystrzeliły stada ptaków przypominające małe, czarne kropki. W jednej chwili poczuł się jak w pieprzonej bajce "Tarzan". A może to sen?
      Mężczyzna uśmiechnął się tajemniczo spoglądając w dal. Wyglądał jak figura woskowa z wyjątkowo nie pasującym do otoczenia płaszczem.
- Każdy powinien mieć swoje tajemnice... Prawda? - odwrócił się w jego stronę z dziwnym błyskiem w oku. Gabriel stwierdził, iż pan piekieł w tym oświetleniu nie wygląda tak przerażająco jaki w rzeczywistości jest.
- Ty masz ich aż nazbyt Luciferze - szepnął, spoglądając za siebie. Demon rozdzielił zatłoczony klub od magicznej scenerii tego miejsca. Wyglądało to tak, jakby wzdłuż dwóch tych miejsc ktoś narysował linię i rozdzielił pierwotne piękno od Manhattańskiego klubu dla gejów. Gabriel otworzył szeroko oczy. Czemu nie czuję się pijany? Myśli trzeźwo, a po tym ile wypił jest raczej mało prawdopodobne, żeby w praktyce było to możliwe. I najważniejsze... Demon wie, że jest homoseksualny... Ale czy to zmienia postać rzeczy, że i tak pragnie jego duszy?
- Nie martw się, nie przeszkadza mi to, że jesteś... Gejem. I nie chcę twojej duszy. Gdybym jej pragnął to wziął bym ją sobie wtedy w lesie - wyjaśnił bardzo spokojnie czym doprowadził Kardashiana o zawrót głowy. Jeszcze tego brakowało, żeby demon potrafił czytać mu w myślach.
- Więc czego chcesz? - niestety nie otrzymał odpowiedzi. Cóż się dziwić? Demony to dziwne istoty.
- Gabriel... Śliczne imię. Naprawdę.
- W rzeczy samej. Nikt w szkole nie ma takiego samego imienia jak moje co na swój sposób jest dziwne. Ale nie ubolewam nad tym - wyjaśnił, wzdychając ciężko. Nie czuł się dobrze prowadząc konwersację z Luciferem. Jego psychika ubolewała.
- Nigdy się nie zastanawiałeś dlaczego akurat ty i trójka twoich przyjaciół widzi demony? Nigdy nie rozmyślałeś, dlaczego poznaliście się w dziwnych okolicznościach i od razu polubiliście? Dlaczego siostra Luhan jest na swój sposób... Dziwna - zapytał i odwrócił się stronę chłopaka. Gabriel przyglądał się Demonowi z ciekawością i powagą.
- Skąd wiesz, że Luhan ma siostrę? I w ogóle skąd znasz jego imię? - zadał pytania z wielką dozą chłodu i obojętności. Naprawdę czuł się dziwnie niezdrowo w towarzystwie Lucifera. I zastanawiał się jak to możliwe, że rozmawia z nim tak normalnie ani razu nie wymiotując z nerwów. Nawet strach go nie zawitał co było bardziej przerażające niż kamienna twarz demona.
- Jestem królem piekieł, Gabrielu. Wiem rzeczy o których ty pojęcia nie masz. Proponuje, żebyś zajrzał głębiej.
- Ale co głębiej? Nie rozumiem...
- Są sprawy których możesz nie rozumieć, a ich rozwiązanie mieć przy czubku nosa. Wystarczy tylko pomyśleć... I dokładniej patrzeć - uśmiechnął się w swój oklepany sposób i odwrócił się od młodzieńca ruszając w drogę powrotną.
- Czekaj! Nie odpowiedziałeś mi na pytania! Co to za miejsce? I co za tajemnice? O co chodzi z tym widzeniem i moimi przyjaciółmi? Czemu normalnie z tobą rozmawiam?
- Za dużo pytań, Gabrielu - głos władcy piekieł stawał się odległy, a on sam zdawał się rozmazywać wraz z resztą otoczenia. Kardashian biegł przed siebie chcąc dogonić demona. Nagle rozbłysło tak jasne światło, że oślepiło ono chłopaka. W następnej chwili do uszu Gabriela doszło głośne dudnienie muzyki. Otworzył oczy i rozejrzał dookoła. Wszystko na swoim miejscu. Nie widział już zapierającego dech w piersi widoku dżungli. Nie czuł przyjemnego wiatru. W tamtym miejscu była po prostu ciemna ściana z parą, która uprawiała sex. Poczuł pocałunek na szyi i rękę na kroku. Szybko oprzytomniał i odepchnął od siebie przyjaciela, chwytając go za nadgarstki.
- Luhan! Otrząśnij się! Prawie się pieprzyliśmy! - warknął. Jung spojrzał na niego zamglonym wzrokiem, ale widocznie szybko dotarły do niego słowa Gabriela, gdyż szpetnie przeklął i odsunął się od Kardashiana.
- Dobra. Może chodźmy po chłopaków i wracajmy do domów? - naprawdę już nie był pijany.
- Yhm - mruknął niewyraźnie Luhan widocznie skrępowany zaistniałą sytuacją. Teraz dotarło do Gabriela dlaczego Lucifer patrzył się na nich z obrzydzeniem. Jeżeli naprawdę wie wszystko tak jak mówił, to najprawdopodobniej zna relację łączące jego i Junga. Byli dla siebie jak bracia co równało się z kazirodztwem! Chociaż... Mogło to być również coś innego. Za dużo tajemnic...
      Ruszyli do loży którą zajmowali, gibko omijając tańczące pary. To znaczy Gabriel omijał, a Luhan "wspomagał" trzymając się koszuli przyjaciela, żeby się nie wywalić. Już na wstępie powitały ich jęki rozkoszy wychodzące z ponętnych ust Andreja i świntuszenie Alexa, jaki to Cheise jest dziwkarski. Alkohol czyni z ludzi bogami seksu.
- Ah! Kurwa! Zabije cię, jeśli teraz przestaniesz! - usłyszeli krzyk blondyna i trudno by było się powstrzymać od zerknięcia. Andrej leżał na stole z wysoko uniesionymi nogami trzymanymi w kolanach przez silne dłonie Alexa i nad zwyczajniej w świecie był rżnięty jak tania dziwka. Dłonie wplątał we włosy Guerriera, który ciężko posapując zwiększył prędkość pchnięć o ile to możliwe. Dziki krzyk Cheise oznajmił, iż przeżywa zajebisty orgazm, a stosunkowo cichy jęk Alexa sprowadził wpatrzonych w tą scenę przyjaciół z powrotem na ziemię. Gabriel widział jak przez ciało Andreja przechodzą dreszcze rozkoszy. Jak ciężko posapuje, szepcząc coś do ucha kochanka. Zapewne słowa miłości... bądź pochwały za ostre pieprzenie.
    Luhan nie dał jednak na cieszyć się upojeniem orgazmu. Wpadł do loży i poinformował, że mają się zbierać bo jadą do domu. Kochankowie mimo, że pijani (teraz również spełnieni) spojrzeli na siebie i przytaknęli zakładając na gołe tyłki gacie oraz poprawili przepocone koszulę. Gabriel pokręcił zdawkowo głową i zebrał swoje rzeczy czekając na resztę.



††††††††††


Obudziły go ostre promienie słoneczne i tępy ból w skroniach. Gdyby tylko mógł zniszczyć wroga numer jeden, czyli słońce, to świat byłby piękniejszy. Najlepiej wysadzić dynamitem, jednak z tego co wiedział ze szkoły to to, iż słońce jest znacznie większe od ziemi. Hmmm... To może miliard bomb i dynamitów. Tak, plan doskonały...
       Po jego prawej stronie coś chrapnęło, mruknęło, pokręciło się i ustało. Spojrzał w tamtą stronę i gdyby nie ściana za nim z pewnością leżałby jak długi na podłodze. Obok niego spał sobie smacznie Alex z rozdziawionymi ustami z których swoją drogą nie wydobywał się przyjemny zapach, zarumienionymi policzkami i włosami porozrzucanymi po poduszce jak i twarzy. Andrej spoglądał na ten widok i po chwili namysłu zamknął palcem usta ukochanego. Uf, przynajmniej nie czuję alkoholu.
     Wygrzebał się spod kołdry, ominął przeszkodę zwaną "wielki smarkacz" i już miał wstać z łóżka, gdy tępy ból poniżej kręgosłupa rozszedł się po całym jego ciele dając do zrozumienia wszystkim nerwom, iż zdecydowanie coś jest nie w porządku. Jęknął cichutko z trudem się prostując. Na jego twarzy widniał grymas oznajmujący, że dzisiaj ktoś zginie śmiercią makabryczną. Spojrzał z mordem w oczach na wciąż smacznie śpiącą postać na posłaniu.
Giń poczwaro...
Z oporem podszedł do Alexa, siadając na jego biodrach. Teraz dopiero spostrzegł, że wciąż byli w wczorajszych ubraniach. Ciuchy były pomięte, a na koszuli Guerriera widniała zaschnięta sperma co upewniło Andreja do czego doszło kilka godzin temu.
- Wstawaj skarbie - wymruczał partnerowi rozkosznie do ucha, sunąć dłońmi po jego umięśnionym torsie.
      Alex poruszył się nie spokojnie i otworzył ślepia. W pierwszej chwili powitał go przeraźliwy ból w skroniach i Sahara w ustach. Okropne uczucie. Następne co zarejestrował to czuły dotyk na ciele i ciężar na biodrach. Przekręcił głowę i napotkał piękne, dwukolorowe oczka kochanka.
- Cześć skarbie - pogłaskał go po policzku nie mając nawet siły zmienić pozycji na półleżącą.
- Hej kotek. Pamiętasz co wczoraj się działo? - zapytał przesłodzonym głosikiem, smyrając palcem różowy sutek ukochanego. Zachowanie Andreja dało wiele do myślenia Alex'owi. Za słodkim głosikiem krył się gniew.
- A co miało się stać? Wypiliśmy za dużo - musi przeciągnąć rozmowę, może uda mu się zdekoncentrować Cheise i wyskoczy oknem? Spierdzieli do lasu i będzie bratał się z dzikami, ale przynajmniej zachowa fiuta...
- Tyłek mnie boli. Jak myślisz pijaczyno, co się stało? - warknął, odkrywając kołdrę, która zasłaniała Alexa od pasa w dół. Guerrier zamroczony zbyt szybkim atakiem ze strony kochanka nie zdążył zainterweniować nim delikatna dłoń blondyna mocno zacisnęła się na jego przyrodzeniu. Zakwilił jak zarzynany prosiak.
- Chcesz go stracić?
- Za dobrze ci robi, żebyś go skrzywdził - wymruczał znajdując chęci i siły do zmienienia pozycji. Teraz to on był na górze.
- To mogę go sobie odrąbać. Penis zawsze mnie zaspokoi. Nie będzie marudził, że jest zmęczony, że mu się nie chce, że za często się pieprzymy i nie będzie mówił, że jestem kutasomanem - wytknął mu wszystkie błędy za które, gdyby można było, zawisł by na żyrandolu przyczepiony za jaja.
- A nie jesteś? Uwielbiasz robić mi dobrze ustami. Ssać, lizać i brać głęboko w gardło. Tak. Uwielbiasz masować nim swoje migdałki - mówił, a z każdym słowem ocierał się o chłopaka. Rozchylił mu usta palcami i przycisnął biodra do tych drugich, a jęk przyjął jako podziękowanie.
- Wiesz co myślę? Że jesteś niewyżyty. Tyłek mnie boli, więc spadaj - zepchnął kochanka niezbyt delikatnie i usiadł na brzegu łóżka.- I co się gapisz jak cielak, hem? Wstawaj pijaczyno.
- Ale kochanie...
- Jeszcze raz mnie nazwiesz kochaniem, to obiecuję na wszystkie bóstwa świata, że cię zabije. I to własnoręcznie! - warknął nie do końca przekonany co do dojścia do łazienki bez krzywienia się przy tym. Wystarczyło parę nazbyt gwałtownych ruchów, a już miał ochotę wyć z bólu. Oczywiście tego nie zrobi! Co to, to nie. Nie pozwoli by Alex poczuł chociaż krztę satysfakcji.
      Guerrier spojrzał jedynie na niego z grymasem "pochowajcie mnie żywcem" i na powrót zagrzebał się w ciepłej pościeli. Tak miło. Tak rozkosznie. Nic tylko zasnąć i obślinić poduszkę. Mmmm.... Jaka piękna wizja.
- Alex do cholery wstawaj! - była by piękna gdyby nie pewien uciążliwy jak wrzód na dupie, osobnik. Może lepiej by było, gdyby został w tym psychiatryku? Oczywiście wiadomo, że z tęsknoty zwiędłby jak kwiatek, jednak lepiej zachować pozory.
- No zaraz. Idź się umyj, a ja po tobie wejdę - wymamrotał w poduszkę mając cichą nadzieję, że blondyn go dosłyszy.
- Co tam miałczysz?
- Żebyś poszedł pierwszy pod prysznic, a ja po tobie! - krzyknął, na powrót chowając łeb w poduszkę. Słowa "pieprz się" bądź "mam to w dupie" dosłyszy, a jak przyjdzie co do czego, to głuchy.
     Na jego szczęście Andrej nie zamierzał już nic więcej dodawać i ruszył do łazienki. Upewniło go w tym trzaśnięcie drzwi i szum wody. Boże! Życie potrafi dawać w dupe. I to dosłownie!



††††††††††


Z ciężkim westchnięciem odłożył kolejną książkę. Od dobrych czterech godzin przeglądał różnego rodzaju księgi za sprawą tajemniczej rozmowy z Luciferem. Tak bardzo chciał wiedzieć o co chodziło z tymi zagadkami jakie zaserwował mu pan piekieł. Rozmowa z demonem przysporzyła mu jedynie więcej pytań, a na żadne z nich nie miał odpowiedzi. Czuł, że władca wciągnął go w jakąś chorą układankę. I może faktycznie tak było? Tylko dlaczego utknął już na samym początku? 
     Przetarł palcami oczy czując, że zmęczenie nadchodzi wielkimi krokami. Szkołę skończył o drugiej, a zaraz po niej skierował się do biblioteki miejskiej, która była tak rozległa, że czuł się jak Harry Potter w Hogwarcie. Niestety nic nie znalazł o historii Lucifera. To znaczy były podstawowe informacje, które na guzik mu się przydadzą. Był już tym zmęczony. Co ma począć?
- Czego szukasz chłopcze? - usłyszał za sobą ochrypły głos należący do kobiety. Odwrócił się, od razu spostrzegając, iż ów kobieta to bibliotekarka. Na nosie miała okulary w grubej oprawce, a ubrana była tak jak... babcia. Staromodna sukienka, rajstopy i buty, które wyglądały jak żywcem wyjęte ze średniowiecza. Na twarzy były widoczne oznaki starości w postaci licznych zmarszczek. Na oko przeżyła z dobre osiemdziesiąt lat.
- Szukam czegoś o demonach i aniołach, ale w żadnej z tych książek nie ma informacji, które są mi potrzebne - odparł nie będąc pewnym co może sobie pomyśleć o nim starsza pani. Niecodziennie przecież się słucha, że nastolatek potrzebuję wiedzieć cos o siłach... nie z tego świata. Przynajmniej tak społeczeństwo to odbierało. Jak ktoś interesował się demonami, to pewnie satanista. Ktoś wolał anioły pewnie zakichany chrześcijanin. Stereotypy niszczą ludzi.
- Chodź za mną - rzuciła jedynie i powędrowała między regały. Gabriel rozejrzał się dookoła i ruszył za kobietą. Mijali kolejne partię z książkami, aż dotarli do wielkich drewnianych schodów.
Jeszcze chwila, a naprawdę uznam, że jestem w Hogwarcie nie w bibliotece w środku miasta, przeszło mu przez myśl. Będąc na górze Gabriel przyuważył, że znajdują się tutaj grube tomiska i księgi tak stare, że pewnie miały więcej lat niż jego praprapraprapra dziadek.
- Usiądź tutaj. Zaraz przyjdę - kobieta wskazała na niewielki taboret i zniknęła w ciemnej głębi ksiąg. Kardashian uznał, że ta część biblioteki jest pochłonięta ze wszystkich stron jakąś dziwnie tajemniczą aurą. Wiedział, że staruszka nie pozwalała tutaj nikomu wchodzić. Czasami zastanawiał się dlaczego. I tak nikt by tu nie zaglądał. Sam widok poniszczonych, zakurzonych i grubych tomów odpychał dzisiejsze nastolatki. On sam jakoś nie przepadał za takimi klimatami.
     Zza jednego z regałów wynurzyła się właścicielka biblioteki z uśmiechem na ustach, a pod pachą trzymała pękatą księgę. Podeszła do czarnowłosego, podała mu tom i bez słowa odeszła w swoją stronę. Gabriel odprowadził ją wzrokiem po czym spojrzał na trzymany przedmiot. Książka owinięta była w prawdziwą skórę co musiało oznaczać, iż jest naprawdę bardzo stara. Może powstała zanim narodził się Jezus Chrystus? Albo zaraz po stworzeniu świata? Chłopak był otwarty na wszystkie opcję.
     Otworzył księgę na pierwszej stronie i ze zdziwieniem stwierdził, że jest pusta. Przejrzał kolejne kartki jednak powitał go ogołocony papier.
- Po co mi to? - warknął pod nosem i z głuchym dudnieniem zamknął czytadło. Co to miało być? Do czego mu potrzebna pusta książka?! Westchnął z politowaniem i przymknął oczy. Przywołał w myślach obraz pięknego krajobrazu przy którym rozmawiał z Luciferem. Uśmiechnął się mimowolnie. Znów poczuł orzeźwiający wiaterek i zapach kurzu. Zaraz...
    Zmarszczył nos i podniósł powieki. Na jego kolanach spoczywała księga, która sama się przekartkowywała. Z fascynacją przyglądał się jak zatrzymała się na jednej z wielu pustych kartek. Na stronach zaczęły powstawać napisy i obrazy, przedstawiające anioły i demony.
- Co jest... - przejechał dłońmi po napisach, które zamigotały jak tafla wody. Słowa były nie zrozumiane. Jednakże jeden obrazek przykuł jego uwagę. Było to malowidło, które przedstawiało scenerię z klubu przy której prowadził rozmowę z panem piekieł.
- Kto to namalował? - nie wiedział nawet, że wypowiedział te słowa na głos. Jakież było jego zdumienie, gdy pod obrazem pojawiły się zrozumiałe zdania.
"Autor: Faustyn Eclogius. Motyw obrazu - nieznany. Namalowany dla demona Lucyfera"
- Więc to o to chodzi... Kim tak naprawdę jest Lucifer? - litery ponownie się przestawiły.
"Demonem. Panem piekieł. Niosący światło. Lucyper, Hehel, Lucifer, Lucyfer. Jest upadłym aniołem"
- Chcę znać całą prawdę o Lucyferze.
"Miał kochanka... Archanioła... Zakazana miłość... Anioł rozpalił serce Hehela, które pierwszy raz od wielu wieków zabiło pożądaniem i ognistą miłością... Rozpadła się... Bóg stwórca nie toleruje zdrajców, oj nie... Mówią, że po latach odnalazł go... Jest na ziemi... Zagubiony anioł błąkający się wśród ludzi... Wojna między niebem, a piekłem... Lucyfer strącony wraz z innymi upadłymi... "
Litery się rozbiegały, a w umyśle Gabriela huknęło.
- Kochanka? Kto nim był?
"... Dżibril..."
- K... Kto to?
"Blisko masz rozwiązanie... Jednak nie u mnie go szukać..."
- Dlaczego widzę demony wraz z moimi przyjaciółmi? - jego serce przyśpieszyło tępo, pompując więcej krwi, która w tym momencie szumiała mu w uszach.
"Rafael..."
Gabriel nic nie rozumiał. Co to miało niby znaczyć? To mają być odpowiedzi? Raczej dodatkowe pytania!
- Odpowiedź mi normalnie! - krzyknął. W zamian usłyszał okropny śmiech. Rozbrzmiał pod jego czaszką. Nieprzyjemnie skrzeczący, ochrypły, ociekający całym złem wszechświata. Czuł, że wiruję mu w głowię. Wstał z taboretu, zrzucając ze swoich kolan księgę. Ta się zamknęła, a wokół niego ucichło. Rozejrzał się wokół mocno zamroczony...
- Co do... - ostatnie co usłyszał to głos należący do bibliotekarki. Zemdlał.


Chociaż i nie ma nic strasznego, zły się boi cienia swego.

3 komentarze:

  1. Poprawa cieszy mnie i wprawia w dumę 〜(^∇^〜)

    OdpowiedzUsuń
  2. To co mnie razi to kolory , bo nie wiem dlaczego ,ale twój blog kojarzy mi się z czymś mrocznym . xD A jeśli chodzi o posta to jest zarąbisty i wciąga, nie wiem dlaczego ,ale prawdopodobnie ,że ja również piszę i interesuję się fantastyką twój blog wzbudza we mnie chęć dalszego czytania. Ostatnio coś mało powstaje takich dobrych blogów z porządnym yaoi i fantasty w jednym .Bardzo rzadko . Gratuluję zaciekawienia mnie i czekam na dalsze części :3

    OdpowiedzUsuń
  3. Coraz bardziej podoba mi się to opowiadanie. Przyjemnie i szybko się czyta, wciąga strasznie :)

    OdpowiedzUsuń